Od kilku tygodni, bardzo, ale to bardzo często (pewnie podobnie jak koleżanki i koledzy) jestem pytana: jak na studiach? Zdaję sobie sprawę, że tego typu pytaniom nie należy się dziwić, bo w końcu, jakby nie było, jesteśmy historycznym, pierwszym rocznikiem. O tym, co dzieje się w murach wrocławskiej WSB, można by mówić i pisać wiele. (Co nieco na ten temat zawarłam w relacji z 25 października). Myślę, że będzie ku temu jeszcze niejedna okazja. Dziś, ograniczę się jedynie do kilku porównań podyplomówki, która stała się naszym udziałem, ze studiami typowymi, jakie zna chyba większość z nas. Tu, w odróżnieniu od form edukacyjnych, przez które przechodziliśmy w przeszłości…
– Nikomu do głowy nie przychodzi, żeby się urwać, coś pominąć a może nie dotrzeć na czas. O nie! tylko nie to! Przecież coś ważnego mogłoby umknąć.
– Nie poświęcamy ani minuty temu, co w naszej działalności nie ma znaczenia.
– Studenci dobrowolnie i bez żadnego przymusu, proszą o to, by pracować bez przerw, a sobotnie zajęcia wydłużyć o … 3 (zegarowe, a nie jakieś tam lekcyjne) godziny! Kolejne 180 minut to doskonała, dodatkowa szansa na wyciśnięcie z naszych przewodników po MLM-owych zawiłościach ponadprogramowej porcji wiedzy, doświadczenia, umiejętności. A to u nas w cenie! Co ciekawe, prowadzący przystają na to z entuzjazmem, co słuchacze skrupulatnie wykorzystują. Widział kto podobne rzeczy?! :)
A tu, już mała filmowa i zdjęciowa zajawka z zajęć poświęconych wystąpieniom publicznym.
Dorotko
Gratuluję!!!! właściwie nie tylko Tobie, ale i nam wszystkim (mam na myśli członków Twojej struktury). Piszesz o wyjątkowej wiedzy i niezwykłych doświadczeniach. Prawdę mówiąc po przeczytaniu artykułu odczułam pewien niedosyt i ciekawość. Powiem wprost: mam nadzieję, że zechcesz się z nami tą fascynującą wiedzą podzielić.
W każdym razie ja już nie mogę się doczekać kolejnych artykułów poszerzających również naszą wiedzę na temat tego biznesu.
Pozdrawiam gorąco
Dorotko, wszystko co się da, na pewno Wam przekażę.
Po moim ostatnim powrocie z Wrocławia, nasza młodsza latorośl poprosiła, co by popracować z nią nad recytacją dwóch utworów, jako, że zbliża się miedzyszkolny konkurs. Jeszcze pod wrażeniem zajęć z Marcinem, popracowałam, a jakże! Efekt jest taki, że owszem, Wercia zajęła pierwsze miejsca, ale straciła …głos.:)
Takich uczniów, to sam Pan Jezus by sobie życzył zobaczyć w każdym z nas… :)
O takim zachowaniu studentów uczelni krajów zachodnich opowiadał wiele lat temu mój ulubiony
Pan Profesor, który był jednocześnie wykładowcą w Austrii. Naturalnie, wówczas tego nie rozumieliśmy.
Dziś już wiem, że to możliwe, bowiem najważniejsza jest motywacja czyli to „po co?”, o którym wielokrotnie pisałaś.