Niedawny widok sunących ulicami (no, może chodnikami) eleganckich gimnazjalistów, czy kwitnące kasztany przypominające o trwających zmaganiach maturalnych, pewnie w niejednym sprowokowały różne refleksje. Odmienne w nauczycielach, inne w rodzicach, rodzicach będących nauczycielami, w byłych nauczycielach.
Co urodziło się tym razem w mojej głowie i duszy?
Otóż, zdałam sobie sprawę, że gdybym została tam gdzie byłam a w oświacie nie zmieniły się warunki sprzed trzydziestu lat (wówczas startowałam w zawodzie), z końcem roku szkolnego 2013/2014, byłabym świeżo upieczoną …emerytką! Na okoliczność związanych z tym przemyśleń przypomniałam sobie, że w zanadrzu, od kilku lat przechowuję ciekawe zestawienie, którego jeden element szczególnie utkwił mi w pamięci (co czeka niejednego etatowca po zakończeniu kariery zawodowej).
Choć w Multi Level Marketingu, droga wcale nie jest usłana różami (powinno się mówić raczej o ich płatkach, bo przecież róże kolczaste, że aż), zdecydowanie bardziej odpowiada mi to, co oferuje ta branża (dla tak wielu kompletnie niezrozumiała). Kamila Rowińska (w roku, z którego pochodzi przygotowane przez nią genialne resume, nosiła jeszcze inne nazwisko) pisze o dożywotnim czerpaniu zysków. Dożywocie, dożywociem, ale przecież dochód wypracowany przez nas (niestety nie dzieje się tak w przypadku emerytury) przechodzi na naszych spadkobierców. To jedna z genialnych zalet Marketingu Sieciowego. Za to też go kocham. I to jak!
Powyższy wykres zaczerpnęłam z książki Eda Ludbrooka „Trener marketingu sieciowego”.
Podpis pod nim to: Zbilansowany dochód pasywny – ustaje wysiłek, dochód trwa nadal.
W przypadku emerytury, po ustaniu wysiłku, dochód trwa nadal, tyle, że w większości przypadków, trudno zaspokoić z niego nawet podstawowe potrzeby. W MS, jeśli podejdziemy do sprawy naprawdę mądrze, mamy szansę, że po ustaniu naszej aktywności, wpływy z sieci nie tylko nie będą spadać, ale mogą sukcesywnie wzrastać, czego absolutnie każdemu networkerowi z całego serca życzę.
Tymczasem, zamiast o emeryturze wolę myśleć o czymś bardziej przyjemnym.
Właśnie trwają kwalifikacje do wyjazdu na Hawaje. Do prostych niestety nie należą, ale zostało jeszcze troszkę czasu. Kto wie, może i to marzenie (chociaż nie wiem czy akurat to słowo jest najbardziej adekwatne) sprzed wielu, wielu lat właśnie teraz okaże się osiągalne? Jedna para z naszej grupy już się zakwalifikowała.
Walczą jeszcze 4. Nie powiem, że nie chcielibyśmy się do nich przyłączyć. Naturalnie, że tak.