Wybór należy do każdego z nas

Przed świętami obiecałam, że w wolnej chwili napiszę o powodach mojej bardzo długiej nieobecności na blogu. Słowa oczywiście dotrzymam. Dziś jednak parę słów z nieco innej beczki. :) Mimo, że ostatnie miesiące wymagały maksymalnego skupienia się na wyznaczonych zadaniach, nie byłam w stanie odmówić sobie regularnego czytania. Chociaż kilka stron dziennie! Chociaż odrobinę! To jedna z niewielu czynności, bez których nie wyobrażam sobie w miarę normalnego funkcjonowania. Wolę nawet nie próbować, bo to jak tlen konieczny do oddychania.

Wśród moich ostatnich nabytków znalazła się „Filozofia sukcesu” Napoleona Hilla. Tego autora nie trzeba przedstawiać chyba nikomu, kto zdecydował, że osiągnie w życiu więcej niż może nie „przeciętny Kowalski” (z pewnością ludzi o tym nazwisku mogących pochwalić się niejednym ważnym osiągnięciem jest wielu) a powiedzmy „statystyczny Polak.”

Kto trzymał w rękach którąkolwiek z książek autorstwa Hilla, wie, że zasady sukcesu, o których w nich mowa, nie pochodzą od niego. On stał się jedynie (to „jedynie” w tym przypadku jakoś wyjątkowo mało stosowne) ich wytrwałym propagatorem. Natomiast cała mądrość zawarta w jego dziełach została zaczerpnięta od człowieka, którym jak wielu wiadomo, był Andrew Carnegie. Mimo że od spisania siedemnastu zasad sukcesu sformułowanych przez słynnego „króla stali” i przekazanych światu przez jego „pośrednika” minęło wiele lat, ani trochę nie straciły na swojej wartości. Są tak samo świeże i aktualne jakby pojawiły się nie wcześniej niż wczoraj.

Kto jeszcze nie zdążył się z nimi zapoznać a zależy mu na odniesieniu sukcesu w jakiejkolwiek dziedzinie, z pewnością do nich sięgnie. Natomiast w tym miejscu chciałabym podzielić się tym, co po przeczytaniu nie daje mi spokoju, bo jak ulał pasuje do wielu sytuacji, których w naszych codziennych sieciowych zmaganiach nie brakuje.

Zanim przejdę do tego, jeszcze dwa zdania pojawiające się w książce niemal na samym początku: „Każdy chciałby w życiu lepszych rzeczy, takich jak pieniądze, pozycja, sława i uznanie. Większość ludzi jednak nie wychodzi poza etap chęci”. W tym nie ma oczywiście niczego odkrywczego. Każdy, kto przynajmniej próbował budować sieć i spotkał się w tym celu z co najmniej jedną osobą, zdążył się o tym przekonać. Natomiast to, co zwróciło moją uwagę, to kilka słów na temat tego, czego ludzie są boją. Bardzo często to właśnie te i inne „strachy” sprawiają, że „większość jednak nie wychodzi poza etap chęci”.

Andrew Carnegie mówi:

„ – Boimy się biedy, nawet gdy mamy pod dostatkiem bogactwa.
– Boimy się choroby pomimo genialnego systemu, w jaki natura nas wyposażyła, a dzięki któremu nasze ciało jest samoistnie utrzymywane w dobrej kondycji.
Boimy się krytyki, nawet gdy nie ma innych krytyków niż ci, których stworzyliśmy we własnej wyobraźni.
– Boimy się utraty miłości naszych przyjaciół i bliskich, choć dobrze wiemy, że nasze postępowanie wystarczy do utrzymania tej miłości we wszystkich normalnych okolicznościach towarzyszących związkom międzyludzkim.
– Boimy się podeszłego wieku, podczas gdy powinniśmy przyjąć go jako etap większej mądrości i zrozumienia.
– Boimy się utraty swobody, choć wiemy, że swoboda wynika z utrzymywania harmonijnych relacji z innymi.
– Boimy się śmierci, choć wiemy, że jest nieunikniona i tym samym znajduje się zupełnie poza naszą kontrolą.
Boimy się porażki, nie zdając sobie sprawy, że w każdej tkwi ziarno równie wielkiej korzyści.
Zamiast otwierać przez wiarę nasze umysły na przewodnictwo nieskończonej inteligencji, zamykamy je ograniczeniami we wszelkich możliwych barwach i odmianach, źródłem których są nasze nieuzasadnione lęki.”

Przypuszczam, że tych lęków i strachów jest jeszcze więcej. Może nawet ich lista jest nieskończenie długa. Nie ma potrzeby wymieniać większej ich ilości, bo każdy (jeśli nawet się do tego nie przyznaje) sam najlepiej wie co blokuje a może nawet paraliżuje jego działania. Można oczywiście chwycić się i kurczowo trzymać tych obaw i pozostać tam, gdzie się jest. Ale można też wziąć się z nimi za bary, po to, żeby móc pójść dalej. Jak w wielu innych przypadkach, tak i w tym, wybór należy do każdego z nas.

c.d.n. jeszcze dziś :)

2 komentarze

  1. Witam.
    Napisałaś prawdę. Wielu ludzi nawet boi się bać. Sami stwarzamy sobie ograniczenia, często bawiąc się w jasnowidzów, którzy z góry wiedzą co się wydarzy, co ktoś powie, tylko dlaczego najczęściej są to czarne scenariusze? A tak modna w mlm strefa komfortu, poza która boimy się wyjść. Ja ostatnio zamieniam swoją strefę komfortu na strefę wpływów i widzę, że już samo wyrażenie jest łatwiej akceptowane przez mój mózg. Po prostu poza nic nie wychodzę, więc się nie męczę, natomiast rozciągam to w czym tkwię, a więc poszerzam krąg znajomych, zdobywam nowe umiejętności…., może taki pomysł ktoś zechce wykorzystać.
    Nie jest to bynajmniej mój wymysł, ale efekt jednego ze szkoleń, w którym brałam udział. Ważne, że działa.
    Życzę powodzenia.

Skomentuj Dorota A. MadejskaAnuluj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

By continuing to use the site, you agree to the use of cookies. more information

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close