Co byś zrobił, gdybyś się nie bał?

Tak sobie pomyślałam, że to, o czym pisałam na łamach wczorajszego Nie-Codziennika, może być swego rodzaju kontynuacją kwestii poruszonej przed kilkoma dniami na blogu.

Tu, z wiadomych względów pewne treści pominę. Generalnie, cały artykuł powstał w oparciu o stwierdzenie jednej z naszych Klubowiczek:

Szkoda tylko, że nie ma suplementów na wyeliminowanie z
życia pesymizmu, który towarzyszy mi od urodzenia.”

Mail przyszedł w ubiegły piątek. Mimo, że zajęć nie brakowało, gdzieś pomiędzy różnymi sprawami, sporo o tym myślałam.  Aż do soboty wieczór, do momentu obejrzenia ekranizacji powieści Paulo Coelho „Weronika postanawia umrzeć”.

Znasz ten film?

Jeśli nie, w kilku słowach nakreślę o co w nim chodzi.

Jeśli tak – może warto jedynie krótko przypomnieć.

Główna bohaterka, młoda mieszkanka słoweńskiej stolicy, bez wyraźnego powodu (życie jest nudne i przewidywalne) decyduje się na popełnienie samobójstwa. Po dwutygodniowej śpiączce (wersja książkowa różni się nieco), dzięki finansom rodziców trafia do ekskluzywnego ośrodka dla umysłowo chorych.

Tam, codziennie (to część planu lekarza zawiadującego azylem dla szaleńców) jest jej wstrzykiwany lek-narkotyk, wywołujący reakcje podobne do ataków serca. Doktor informuje ją, że zażyciem ogromnej ilości środków nasennych spowodowała powstanie rozległego tętniaka, który może pęknąć w każdej chwili. Zostało jej więc bardzo mało czasu. Ma do dyspozycji nie lata, nie miesiące, nawet nie tygodnie. To, czym może dysponować, to zaledwie kilkanaście a może tylko kilka dni.

Pensjonariusze również utrzymywani są w przeświadczeniu, że śmierć młodej,  niedoszłej samobójczyni nastąpi niebawem. Przerażona, nie chce czekać. Znów usiłuje targnąć się na życie, ale i tym razem bez efektu.

W oczekiwaniu na to co nieuchronne, przynajmniej próbuje sobie jakoś radzić.

Przychodzą refleksje. Żeby rzeczywiście nie oszaleć, wraca do dawno zarzuconej, zapomnianej pasji. Ośrodek ma piękny fortepian, a ona jest przecież utalentowaną pianistką. Mijają kolejne dni. Jej grze przysłuchuje się stroniący od ludzi, żyjący wyłącznie w swoim świecie, młody chłopak.

„W  ostatnich dniach życia udało się Weronice spełnić swoje wielkie marzenie: grać całą duszą i całym sercem tak długo i tak głośno, jak chciała. Nie miało znaczenia, że jej jedyną publicznością był schizofrenik. Zdawał się rozumieć muzykę i tylko to się liczyło.”

Czego dowiadujemy się o odbiorcy jej muzyki?

To syn ambasadora, który „w imię /wymuszonej przez ojca/ miłości do matki”, rezygnuje z pragnienia bycia malarzem. Rezygnuje, mimo, że zdaje sobie sprawę, iż nic w życiu nie da mu już ani radości ani przyjemności.

„Pokój Edwarda był przewrócony do góry nogami, obrazy pocięte na strzępy, a chłopak siedział w kącie, patrząc w niebo. (…) Zdawało mu się, że jest w stanie wyprzeć się malarstwa i posłuchać rady ojca, ale posunął się w tym za daleko – przekroczył przepaść dzielącą człowieka od jego marzeń, i niestety, nie było już odwrotu. Nie był w stanie iść ani do przodu, ani wstecz. Prościej więc było zejść ze sceny. Edward pozostał jeszcze pięć miesięcy w Brazylii, leczony przez specjalistów, którzy orzekli rzadki rodzaj schizofrenii. Wkrótce potem wybuchła wojna domowa w Jugosławii i ambasador został pospiesznie wezwany do kraju. Problemy spiętrzyły się tak bardzo, że rodzina nie mogła dłużej zajmować się chłopcem. Jedynym rozwiązaniem było umieszczenie go w nowo otwartym szpitalu psychiatrycznym w Villete.”

Między dwojgiem młodych ludzi, osadzonych w zakładzie dla obłąkanych, rodzi się uczucie. Film kończy się dobrze. Po ucieczce z ośrodka, Weronika i Edward zaczynają normalne, szczęśliwe życie.

W całym filmie, najciekawsze są dwie kwestie wypowiedziane przez eksperymentującego na swoich pacjentach lekarza.

Jedna: „Odchodzę stąd, ale zanim to zrobię, muszę wyjawić pewien sekret. Weronika nie była chora na serce i wcale nie miała umrzeć. Chciałem, by dzięki świadomości, że zostało jej tak niewiele, każdą chwilę przeżyła intensywnie, by na nowo zmartwychwstała.”

Druga: „Gdyby ludzie spełniali swoje marzenia, byłoby tu pusto.”

Czy jest suplement na pesymizm?

Na ten permanentny, długotrwały, ustawiczny, ciągły? Raczej nie. Jest jednak coś, co może i powinno wypełniać tę lukę. W wieku lat niemal czterdziestu pięciu, po niejednym życiowym zawirowaniu i zakręcie, jestem przekonana, że najdoskonalszym nie suplementem, ale jego substytutem, który pomaga na dolegliwość zdiagnozowaną jako życiowy pesymizm, jest właśnie (tak jak w przypadku Weroniki i Edwarda) … SPEŁNIANIE MARZEŃ !

Któregoś dnia moja połówka zapytała mnie o powód innego niż do niedawna uśmiechu. Wiesz co odpowiedziałam? Jak tu się nie uśmiechać, kiedy właśnie spełnia się moje gorące pragnienie? Najpierw wyimaginowane, mgliste, jeszcze bezkształtne, niewiadome.  Najpierw musiało się jak to czasami mówię, dookreślić. Kosztowało sporo determinacji, samodyscypliny, rezygnacji z różnych niewielkich krótkotrwałych, ale niekiedy kuszących przyjemności.  Bywało, że trzeba było pracować kosztem snu. Minął jednak czas jakiś i już prawie jest.

Co to takiego?

Mam na myśli moją pierwszą książkę. Wydaną tak jak chciałam, dokładnie tak jak tego pragnęłam, w wydawnictwie, na którym mi zależało. W sobotę dowiedziałam się, że ukaże się już całkiem niedługo.

Tak wielu ludzi mówi i myśli: nie mogę, nie potrafię, nie dam rady, jestem za stary, jestem za młody, mam dzieci, więc nie mam czasu, nie mam dzieci, więc po co? Czy aby na pewno? Czy to przypadkiem nie przejaw omawianej kilka dni temu MENTALNOŚCI WÓZKA INWALIDZKIEGO?

A co z marzeniami? Nigdy ich nie było? A może ktoś pomógł je unicestwić, uciszyć, stłamsić, ignorować, a wreszcie o nich zapomnieć? Czy to dotyczy również Ciebie?

Jeśli tak …

Pomyśl, gdyby Tobie tak jak Weronice z powieści Coelho zostało niewiele czasu, na co byś go przeznaczył/ła?  Może tym czymś, byłoby właśnie dawno temu zepchnięte na ostatni plan pragnienie? Co byś zrobił/a, gdybyś się nie bał/a? Co byś zrobił/a, gdybyś nie obawiał/a się krytyki innych? Co byś zrobił/a, gdybyś wiedział/a, że porażka nie jest możliwa?

PS

Przed chwilą otrzymałam maila z ciekawym cytatem:

„Stoicka zasada zaspokajania potrzeb poprzez rezygnację z pragnień jest jak amputacja stóp po to, by nie potrzebować butów.” – Jonathan Swift

2 komentarze

  1. Pszede wszystkim ważne jest to abyśmy żyli z pasją którą można odnaleźć w każdej dziedzinie życia ponieważ wtedy jesteśmy ciągle podekscytowani i roimy wszystko z przyjemnością to pasja sprawia że na czymś nam zależy że do czegoś dążymy i daje nam to całkowite zadowolenie z życia, i powoduje że ciągle chcemy dokonywać nowych odkryć nowych zadań

    Pozdrawiam

    Krzysztof Kosiński

  2. Kochana Dorotko dzięki Tobie poczucie,że można i trzeba realizować swoje marzenia jest we mnie coraz silniejsze i bardzo mi z Tym dobrze. Czasami tak mam, że gdzieś głęboko we mnie rodzi się jakaś myśl i czeka na podatny grunt, aby się rozwinąć.Uwielbiam czytać to, o czym piszesz i uwielbiam swoje samopoczucie i myśli po przeczytaniu Twoich refleksji. Trzeba pielęgnowac i realizować swoje marzenia! Dziękuję! Iza

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

By continuing to use the site, you agree to the use of cookies. more information

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close