Chciałam kopalni, to ją mam

Dziś ciąg dalszy w kwestii: Gdzie podziewałam się tak długo?
W poprzednim wpisie, nawiązałam do Kopalni Możliwości. W wywiadzie (dotyczącym MLM-owych poczynań, zatytułowanym „Chcieliśmy żyć inaczej”), którego miałam przyjemność udzielić jakiś czas temu, a propos rzeczonej Kopalni, dodałam: „Kto wie co jeszcze zdołam z jej tajemniczych pokładów wydobyć?” No właśnie! Co jeszcze zdarzyło się i zdarzy?

Gdybym dawno temu nie podjęła decyzji, że budowa sieci jest tym, co chcę robić, najprawdopodobniej nie pozbyłabym się miliona barier. Wiem, że teraz trudno byłoby w niektóre z nich uwierzyć. To co jeszcze wiem, to także to, że gdyby nie udało się ich skruszyć, nie dowiedziałabym się o sobie zbyt wielu rzeczy, a tkwienie w nieświadomości nie byłoby wyjściem najlepszym z możliwych.

Ale przejdźmy już do konkretów.
Wydawnictwo, z którym się związałam, dba o to, żebym przypadkiem się nie nudziła.
Dlatego, kiedy tylko prace nad książką dobiegły końca, (nie czekając na korektę językową) przystąpiłam do realizacji kolejnego projektu. Cóż on za jeden?

Kiedy na dobre zdążyłam przyzwyczaić się do pisania, okazało się, że to nie koniec możliwości. Nie przypuszczałam, że konsekwencją tego stanie się … czytanie.
Otóż, podjęto decyzję o wydaniu pierwszej książki („Zdrowie masz we krwi”) w postaci audiobooka, ale w wykonaniu… autorki. Zgadzając się na tę propozycję, nie miałam najmniejszego pojęcia co mnie czeka. Próby wypadły bardzo dobrze. Nawet dowiedziałam się (co traktuję raczej pół żartem, pół serio) o swoich predyspozycjach do bycia zawodowym lektorem. Ale to był dopiero początek. A nawet zaledwie początek początku! Nie przypuszczałam, że będzie to wymagało aż tak dużego wysiłku. Fizycznego! Nie inaczej.

Od zakończenia tego przedsięwzięcia mam znacznie większy szacunek dla absolwentów szkół aktorskich. Dopiero teraz prawdziwie rozumiem sens tych wszystkich ćwiczeń wykonywanych podczas warsztatów przygotowujących do wystąpień publicznych. Trzy tygodnie czytania tekstu, który normalnie pochłania się w jeden wieczór! Zmęczenie, zakwasy na przeponie, niemoc i chwile zwątpienia czy aby na pewno dam radę. Niektóre dni (im bliżej końca, tym trudniej) okupione wyraźnym fizycznym bólem.
Brzmi dziwnie? Bez tego doświadczenia, też byłabym zaskoczona, że czytanie może …boleć.

Przecież słuchając lektora, ma się wrażenie, że przychodzi mu to bez trudu.
Zresztą, jemu pewnie tak, bo jest do tego przygotowany. Ma wypracowany warsztat, radzi sobie z oddechem, dykcją, litery zamiast wywracać się i przestawiać, stoją w rzędzie czekając cierpliwie na swoją kolej. U mnie nie chciały! Zdecydowanie lepiej zachowują się gdy piszę. :)

Najważniejsze jednak, że udało się dobrnąć do końca.
Reszta należy już do panów specjalistów od dźwięku.

Chciałam „kopalni”, to ją mam!
Aż boję się pomyśleć co jeszcze w sobie kryje! :)

PS

1. To, co na zdjęciach, to już chyba ostatni dzień nagrywania, a więc cudowna perspektywa finału a tym samym zasłużonego odpoczynku. Ponieważ mój kochany osobisty fotograf zdecydował się uwiecznić przyczynę trzytygodniowego chodzenia całej rodziny na palcach :) postanowiłam się tym podzielić.

2. Od lutego c.d. zmagań. Teraz będzie to przygotowanie pierwszej książki do drugiego wydania. Tym razem, przerw w normalnych zajęciach raczej nie przewiduję. Na razie się nastrajam. :)

2 komentarze

  1. Super, że Twoja książka pojawi się w audiobooku. Podziw za wytrwałość przy nagrywaniu. Mogę się tylko domyślać jak dużo pracy w to włożyłaś. Pozdrawiam :)

    • Waldku,

      Jesteś człowiekiem czynu, więc doskonale wiesz, że we wszystko co ma jakąś wartość, trzeba włożyć sporo pracy. Podejrzewam, że czytanie tekstów beletrystycznych jest prostsze. W opracowaniach poradnikowych trzeba się wysilić, by słuchacza zainteresować. Z dodatkowym wysiłkiem wiązało się przystosowanie tekstu do tego specyficznego jednak odbioru. W korespondencji z redaktorem żartowałam, że musiałam wprowadzić duże zmiany, bo przecież nie mogę wyliczać komuś kto zdecydował się na słuchanie audiobooka podczas jazdy samochodem, co ma jeść. Mogłoby to być nużące. A to pierwszy krok do ucięcia sobie drzemki za kierownicą. :)

Skomentuj Dorota A. MadejskaAnuluj odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

By continuing to use the site, you agree to the use of cookies. more information

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close