O zwyciężaniu

Ten film „chodzi za mną” już czas jakiś. I „chodziłby” pewnie nadal. Dziś jednak (właściwie to już wczoraj) w przedświątecznej krzątaninie pomyślałam, że może właśnie nadchodzący poranek Zmartwychwstania jest dobrym powodem, by chociaż pokrótce go opowiedzieć.

To biograficzny obraz, którego akcja przypada na lata 1995-97. Jego bohaterem jest redaktor naczelny poczytnego magazynu „Elle”, Jean Dominique Bauby, który w wieku czterdziestu dwóch lat, w ciągu jednej chwili bezpowrotnie traci wszystko w czego posiadaniu był do tej pory. W wyniku udaru, zapada na zespół (syndrom) zamknięcia.

Pamiętam, że w oglądanie filmu od pierwszych chwil zaangażowałam sporo emocji. To dlatego, że kilka miesięcy wcześniej znajoma opowiadała mi o koledze swojego męża, którego podobny los spotkał na skutek niewielkiego urazu odniesionego w czasie treningu na siłowni.

Zespół zamknięcia polega na tym, że człowiek uwięziony w swoim całkowicie bezwładnym ciele samodzielnie nie jest w stanie nawet oddychać. Natomiast słyszy, widzi, pamięta, myśli i porusza …powiekami. Jean Dominique Bauby ma sprawną tylko jedną, ponieważ druga zostaje zaszyta. Nasz bohater (czemu trudno się dziwić) nie od razu godzi się z tym, co go spotkało. Kiedy jednak uświadamia sobie, że nie pozostaje mu nic poza zaakceptowaniem swojego stanu, podejmuje dość (jakby się mogło wydawać) niesamowitą decyzję. Jako że przed chorobą podpisał kontrakt na książkę, nie bacząc na to co zaszło, postanawia dotrzymać umowy. Wydawnictwo przysyła mu do pomocy kobietę, która przez wiele godzin dziennie recytuje mu alfabet. Litery w nim ułożone są w innej, niż znana nam, kolejności. Na początku znajdują się te najczęściej używane. Proces tworzenia polega na tym, że ona wymawia kolejne litery, a on mrugając jednym sprawnym okiem, daje jej znać, którego znaku ma użyć. Po zapisaniu, jego sekretarka zaczyna alfabet od początku. I tak litera po literze, litera po literze, powstaje cała książka. Książka niezwykła, dowodząca, że ograniczenia ciała nie muszą determinować ludzkiego losu. Że mimo wyników badań i orzeczeń lekarskich nie warto się poddawać. Że w sytuacji, kiedy ciało odmawia współpracy, zostaje jeszcze to, co pozacielesne. Chociażby pamięć i wyobraźnia.

Często wracam myślami do tego filmu. Staje mi przed oczyma zwłaszcza w momentach kiedy słyszę: nie zrobiłem(łam), nie poszedłem, nie przeczytałem, nie zdążyłem, nie udało się, bo … bo… bo… i bo….

Zrobiło się późno. Za niespełna cztery godziny trzeba wstać na Rezurekcję. Pora więc kończyć. Zanim Cię jednak pożegnam, jeszcze tylko kilka słów na okoliczność tych wyjątkowych, najważniejszych w całym roku świąt.

Zarówno Tobie, jak i sobie, życzę abyśmy w każdej sytuacji, bez względu na wszystko co się zdarzy, byli gotowi przezwyciężać własne słabości, zniechęcenie i niemoc. I wiosny pięknej, radosnej. Za oknem i w sercu. Dorota A. Madejska

PS
Jeśli do tej pory nie zdarzyło Ci się obejrzeć tego filmu, serdecznie polecam. Stworzony w oparciu o książkę podyktowaną jedną powieką, robi ogromne wrażenie. „Motyl i skafander” to dzieło przetłumaczone na 23 języki. Wydane również w Polsce, na kilka dni po śmierci jej autora. Odszedł w wieku 44 lat, w marcu 1997 roku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

By continuing to use the site, you agree to the use of cookies. more information

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close